czwartek, 30 marca 2017

Spontaniczny wypad na Błonia

W związku z trwającymi rekolekcjami dostałam w pakiecie nieco wolnego. Nie ukrywam, całkiem szybko i dość spontanicznie wpadł mi do głowy pomysł, jak je wykorzystać. Do tego doszedł jeszcze fakt, że zbliża się organizowany przeze mnie spacerek. W takich okolicznościach odpowiedź na pytanie, co będziemy robić w nasz całkowicie wolny dzień była prosta - jedziemy się socjalizować!


 Błonia jakoś tak od razu wpadły mi do głowy. Miało być rano, w samym środku tygodnia, więc na pewno ilość bodźców będzie można łatwo kontrolować. Ponadto niedługo przed tym zakupiliśmy kaganiec fizjologiczny, który miał być moim niezwłocznym zakupem po tym, jak pies w swoim plastiku w czasie podróży na Rynek zaczął zachowywać się, jakby nie mógł oddychać. Kiedy kaganiec już się u nas znalazł (a towarzyszyła temu również wyprawa na psi wybieg i socjalizacja z retrieverami), od razu pies był do niego pieczołowicie przyzwyczajany. Nie ukrywam, w dużej mierze dlatego, bo ciągle nie byłam pewna, czy to dobry rozmiar.



Pies, widząc że nasz spacer nie będzie dziś tylko spacerkiem, od razu się rozentuzjazmował. Podczas jazdy w autobusie, kiedy już zajęliśmy miejsce (nie ma to jak robić z kimś wyścigi, nieprawdaż?), swobodnie chłodził się w swoim nowym namordniku. Długo nikt się do nas nie dosiadł, czyżby czarna puszka na pysku nie wyglądała zachęcająco? Oczywiście w końcu ktoś się jednak odważył, a Teena jak to Teena, lubi sobie przekraczać czyjeś przestrzenie osobiste, więc chętnie kładła na innych swoją dupkę czy wąchała głowę osobie znajdującej się przed nami. Po wysiadce z autobusu od razu pojenie i możemy ruszać! Po dostaniu się na Błonia, zaczęłyśmy wypatrywać psów. Oczywiście łąka świeciła nieco pustkami, tak jak przewidywałam. Pierwsze zetknięcie odbyło się z shih tzu, sucz nie wykazała chęci na bliższy kontakt, ale właściciel okazał się dość ogarnięty i po prostu kazał psu iść dalej. Następny pojawił się golden, który przebył naprawdę długą drogę, by do nas dotrzeć (no, właściciele...). Decyzja została podjęta. Psu powiedziałam komendę "siad", ku mojemu zaskoczeniu, posłuchał, co przyhamowało złocistą kupę futra. Później Teena wstała i obwąchała się z lękiem, ale jednak, a golden nie był nią już tak bardzo zainteresowany i stanął koło mnie. Kolejny był seter(ka?), procedura ta sama. U tego to dopiero odmalowało się na pysku zdziwienie! Obszedł bokiem, patrzył ze zdziwieniem i finalnie zainteresował się mną (jedzenie), a Teena już w ogóle się nie bojąc, obwąchała go sama.  Muszę powiedzieć, że jestem z niej potwornie dumna! Zazwyczaj próba wydania jej komendy, kiedy podchodzi prosto do niej (ba, te podbiegały!) skończyłaby się fiaskiem, zawiesiłaby by się, wpatrując w psa i od razu wchodząc w interakcję. Tutaj jedno słowo wystarczyło, by nastąpił zaraz czyn i pies po prostu zdał się na mnie, co jak widać bardzo dobrze zaowocowało.




 Po małych problemach, potem trafiłyśmy do Parku Jordana, który znajduje się zaraz obok. Nie było tam zbyt wiele do roboty, obeszłyśmy kawałek, próbowałyśmy robić zdjęcia w kwiatach, ćwiczyłyśmy na jednej z części drewnianej siłowni na zewnątrz. Pokręciłyśmy się niedaleko stawiku i wyszłyśmy, a potem znów szłyśmy na autobus przez Błonia. Po tych wszystkich wrażeniach, udało nam się dorwać miejsce siedzące w autobusie. Pieseczek tym razem trochę kręcił, a posadzenie go w stronę otwartego okna okazało się być strzałem w dziesiątkę. Ziając, postawił sobie łapkę pod szybą i patrzył na świat, z perspektywy kierowców, musiało wyglądać to naprawdę komicznie i uroczo.









Odsypianie trwało cały dzień, a teraz znów jesteśmy gotowi na nowe wyprawy!




Trzymajcie kciuki!

1 komentarz:

  1. Mega wypad! Ja też muszę kupić kaganiec fizjologiczny, koniecznie. Błonia są super, szkoda że mam daleko do Krakowa... Śliczne zdjęcia :D
    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń