Tego dnia wszystko wisiało na włosku. Jeszcze kilka godzin przed nie byłam pewna, czy w ogóle pojadę, bo życie jak zwykle lubi kłaść kłody pod nogi. Późna pora, godzina szczytu, mróz, nieznane miejsce i brak aprobaty. Mieszanka niezbyt smaczna, ale do przełknięcia. Godzina 17 dnia 22 grudnia 2016. Po dość trudnej do pokonania drodze dotarliśmy na miejsce, upewniło mnie w tym widok młodej dziewczyny z beaglem. Pies miał ruffweary, a kiedy to piszę, nie jest to jeszcze typowy ubiór spacerowy, choć zaczynam je coraz częściej widywać. Po zaparkowaniu podeszłam do niej, dzięki czemu dowiedziałam się, że jest uczestniczką tego samego treningu i, że trener się spóźni. Nie zdziwiło mnie to, sama się spóźniłam przez te okropne korki. Nie czekałyśmy jednak długo i p.Jola przyszła. Poszłyśmy za nią pod górkę, co było dla mnie miłym zaskoczeniem (poprzedni teren, na którym bywałam był niski i bagienny). Na początku nie miałam pojęcia, czy cokolwiek z tego wyjdzie. Pies jak zawsze obrał sobie za cel pilnowanie każdego bez wyjątku i chciał do niego biegnąć, podduszając się na smyczy. Zdenerwowana w końcu powiedziałam tacie, żeby poszedł czekać w aucie. Na torze ćwiczyły tylko dwa psy i Teena była druga w kolejce, co oczywiście było dobrym posunięciem - miała czas, żeby zrozumieć, że naprawdę jesteśmy tylko we dwie i nie musi nikogo szukać. Kiedy przyszła kolej na nas, trochę nie wiedziałam, jak to będzie. Tunele. Teena raczej nie polubiłaby fanpage'a tej przeszkody, sądząc po wcześniejszych treningach. No, gdyby przyjąć, że posiada facebooka... w sumie to ma. Nieważne. Najpierw były to proste tunele i chyba hopka (?), ale tego drugiego nie jestem pewna. Biegała. Nie była odmowy, ominięcia przeszkody, wyjścia z tej samej strony. Biegała! Oczywiście nagradzałam ją i cieszyłam się w duchu, że ominęły mnie nieprzyjemności. Przebiegła nawet przez ten zakręcony i nie miała praktycznie żadnych oporów. Na drugim wejściu były hopki ustawione jedna po drugiej. Dobrze jest przerobić takie podstawy, a nie później się dziwić, że pies nie chce biegać bardziej skomplikowanych, co pani trener wiedziała i to doceniam. Teena bezproblemowo biegała i skakała, nawet jeśli chciałam tylko przejść i nie było komendy.
Poznała nowy rodzaj nagrody - smaczki odłożone w plastikowym pudełku i chyba jej się spodobał. Kiedy jednak nie odkładam ich tam, to dawałam je bardzo szybko i przykucając, wręcz podobno przesadzałam, bo psu zdarzyło się je odebrać w ciągu skoku, ale naprawdę chciałam, żeby ciągle czuła motywację i miała jak najlepsze skojarzenia z przeszkodami, by nie zaprzestawała biegu tak jak kiedyś. Początkowo nieśmiało biegałam dłuższe sekwencje i bardzo pomagałam jej, żeby nie omijała przeszkód i wiedziałam, gdzie ma biec. Tak czy inaczej przez cały trening szło jej genialnie, później biegała już długą sekwencje z wymianą ręki bez dodatkowych wspomagaczy z mojej strony i wciąż moja kochana robiła to z entuzjazmem. To było tak nierealne, że teraz zastanawiam się, czy to nie zdarzyło się w mojej głowie, chociaż wiem, że to głupie (należę do ludzi, a ten gatunek zwierząt ma w zwyczaju pamiętać tylko złe wspomnienia). Gdy skończyły nam się smaczki, wyjęłam jej ulubioną hoko funny i pani zaproponowała, że będziemy biec, a ona na koniec jej rzuci. Jednakże jako, że jest to jej najukochańsza piłeczka, podbiegła do trenerki i zaczęła merdać ogonkiem ze wzrokiem "Daj! Daj! Noo proszę, daj!", więc odebrałam z powrotem jej skarb i wsunęłam do kieszeni. Ostatnią sekwencję za piłką biegła z wielką radością, więc trening zakończyłyśmy bardzo pozytywnie.
Na koniec, żeby było śmieszniej odwieźliśmy Milenę z Cherry na przystanek. W czasie drogi cały czas gadałyśmy. Trochę byłam niepewna, jak będzie z Teeną i innym psem w aucie, którego dopiero, co poznała, ale w ogóle nie było problemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz